Moja przygoda z różami rozpoczęła się dość dawno. Mieszkając w domu z ogrodem, od dziecka lubiłam pomagać w pielęgnacji różnych roślin, a już w szkole średniej zainteresowałam się „Królową Kwiatów”. Mój pierwszy własnoręcznie posadzony krzew podgryzły nornice, a dwa następne nie przeżyły zimy, posadzone za blisko wiaty samochodowej.
Później było już lepiej, uczyłam się pielęgnacji – cięcia i nawożenia, szukałam odmian najwłaściwszych na nasze warunki. Przez dziesięć lat cierpliwie i wytrwale opiekowałam się moją różaną rabatą. Założyłam też zeszyt, w którym zapisywałam usłyszane lub przeczytane informacje oraz ciekawostki dotyczące uprawy tych przepięknych kwiatów.
Aby móc jak najlepiej poznać wymagania róż, zaczęłam od zapoznania się z ich podziałem na grupy użytkowe. Najczęstszymi w moim ogrodzie okazały się wielkokwiatowe o dużych, okazałych kwiatach, kwitnące wielokrotnie, najlepiej nadające się na kwiat cięty.
Oprócz nich posadziłam też tworzące kwiatostany wielokwiatowe róże, o drobniejszych kwiatach, charakteryzujące się bujnym i zdrowym ulistnieniem, mocniej się krzewiące, odpowiednie na kwietniki i rabaty.
Kolejną, bardzo charakterystyczną grupą róż, którą zastosowałam w moim ogrodzie, są róże pnące, mające zdolność do wydawania dość długich pędów, mogące powtarzać kwitnienie i najlepiej rosnące przy różnego rodzaju podporach i kratach.
W moim ogrodzie pojawiły się też róże z następnej grupy: silnie rosnące róże parkowe, które z powodu dużych rozmiarów najlepiej wyglądają posadzone pojedynczo. Są one łatwe w uprawie, dość odporne na choroby, a na dodatek nie wymagają zimowego okrycia.
Róże z grup rzadziej spotykanych w ogrodach to: róże miniaturowe – o bardzo drobnych kwiatach, nadające się do bukietów, częściej jednak spotykane jako kwiat doniczkowy; okrywowe – bardzo silnie się krzewiące, szybko rosnące, przez co nie znalazły u mnie swojego miejsca na stałe oraz pienne – rosnące na pniu, bardzo wrażliwe, dlatego należy je starannie okrywać na zimę i z racji wysokich wymagań również nie zostały u mnie wykorzystane.
Jedną z pierwszych posadzonych przeze mnie róż, która dotrwała w ogrodzie do tej pory jest róża parkowa Westerland – odmiana o rzadko spotykanej, bardzo różnorodnej barwie kwiatów, od żółtego poprzez pomarańczowy, aż po różowy. Dodatkowym atutem tej odmiany jest bardzo długie kwitnięcie, bo aż do listopada. Popełniłam jednak błąd sadząc ją pomiędzy innymi różami i teraz wyróżnia się spośród nich wielkością.
Z uprawianych na mojej różance róż wielkokwiatowych, najbardziej wytrzymałych, odpornych na choroby grzybowe i dobrze rosnących na glebie jałowej i piaszczystej (stanowisko słoneczne), mogę polecić: czerwono-pomarańczową różę Monika, pomarańczową Casanova, różową Flamingo oraz białą Pascali, na szczególną uwagę zasługuje też lekko pachnąca, ciemnoczerwona róża Burgund. Wszystkie nadają się na kwiat cięty, do bukietów, ale pięknie wyglądają również na rabacie.
Moją ulubioną różą jest jednak niewielkich rozmiarów, wielokwiatowa Rumba – delikatnie pachnąca, o przepięknych, choć nie dużych, dwukolorowo mieniących się w słońcu, żółto-czerwonych kwiatach.
Nie wyobrażam sobie również ogrodu bez obecności ani jednej róży pnącej, w moim przypadku najlepiej sprawdziła się tradycyjna, klasycznie czerwona róża odmiany Sympathie, o dużych, pięknie pachnących kwiatach, kwitnąca cały sezon.
Moja różanka najpiękniej rośnie, jak jest starannie pielęgnowana przez cały rok, dlatego odkąd stopnieją śniegi, bardzo często zaglądam do moich ulubionych krzewów. Gdy zaobserwuję, że ruszają oczka, mniej więc w czasie, kiedy zaczynają kwitnąć forsycje, odkrywam rośliny i je przycinam.
Wiosną u wszystkich grup róż wykonuję cięcie sanitarne: usuwam wtedy pędy chore, uszkodzone oraz przemarznięte. Oprócz cięcia sanitarnego przeprowadzam również cięcie formujące, które u różnych grup wygląda troszkę inaczej: u róż pnących i parkowych co roku wycinam najstarszy zdrewniały pęd, a ponieważ kwitną na 2- letnich pędach, tnę je od góry, 0,5 – 1 cm nad oczkiem zewnętrznym, lekko ukośnie.
U róż wielkokwiatowych i wielokwiatowych, które kwitną na pędach jednorocznych, zostawiam 5 – 8 pędów i przycinam nad 5 oczkiem zewnętrznym również lekko na ukos.
Dodatkowo u wszystkich odmian, w ciągu lata, staram się usuwać przekwitłe kwiatostany i uszczykiwać młode pędy, aby pobudzić do wytwarzania nowych kwiatów i aby były na różnej wysokości.
Bezpośrednio po przycięciu róż stosuję pierwsze wiosenne nawożenie mieszanką z przewagą azotu, dodając fosfor i potas, np. w proporcjach 1/3 saletry amonowej i 2/3 polifoski 6, a gdy nawożę rośliny młode, proporcje zmieniam na 1/2 i 1/2.
Drugie nawożenie staram się przeprowadzić do końca czerwca, mieszanką z przewagą potasu i fosforu. Trzeci raz nawożę w połowie lipca, aby uodpornić krzewy, wzmocnić przed na zimowaniem, podaję wtedy np.osmosol.
Oprócz dostarczania niezbędnych składników odżywczych w nawozach oraz podlewania, bardzo często obserwuję moje róże, w jakiej są kondycji i czy nie pojawiają się szkodniki albo choroby, aby w razie potrzeby szybko zareagować. Najczęstszym problemem są u mnie na działce mszyce, które pojawiają się na szczytach pędów już w czerwcu. Często stosuję na nie domowe metody, np. mieszam 2 szklanki wody, 1 łyżkę płynu do naczyń, 2 ząbki drobno posiekanego czosnku oraz 1 małą, drobno posiekaną cebulkę. Po odsączeniu, płyn przelewam do ręcznego spryskiwacza i spryskuję rośliny.
Czasami robię też roztwór szarego mydła (250 g) rozpuszczonego w 10 litrach ciepłej wody, dodając 1 1/2 szklanki denaturatu, i tym spryskuję zaatakowane przez mszyce rośliny. Gdy podane sposoby nie skutkują, zmuszona jestem zastosować chemiczne środki ochrony roślin.
Oprócz mszyc występują też skoczki różane, które żerują pod liśćmi, a spośród chorób, które atakują moje rośliny rozpoznaję mączniaka prawdziwego na najmłodszych pędach lub rzekomego – na starszych liściach. Pod koniec sezonu czasami zdarza się też czarna plamistość, występująca przede wszystkim na starszych liściach.
Po pierwszych przymrozkach jesienią okrywam rośliny kopcem ziemi, w taki sposób aby ponad kopiec wystawały tylko końce pędów, które dodatkowo okrywam agrowłókniną. I tak zabezpieczone krzewy czekają do wiosny, kiedy znów mogę je odsłonić i rozpocząć dalszą pielęgnację.
Na koniec chciałam jeszcze podać parę ciekawostek, które usłyszałam w jednym z odwiedzanych przeze mnie ogrodów:
- Aby kwiaty miały intensywniejszą barwę, możemy zakopać pod krzakami skórki od bananów
- Jeśli chcemy wzmocnić ich zapach, zakopujemy pod krzakami ząbki czosnku
- Aby uodpornić rośliny na szkodniki, możemy posadzić przy róży czosnek lub szczypiorek
- Bardzo dobrze działa na krzewy „nawóz” ze skrzypu i pokrzywy – należy zebrać ich sporą garść, zalać na noc wodą w konewce (nie metalowej!) i po kilku dniach podlać mieszaniną krzewy.
Moja różanka nadal jest daleka od ideału, a ja ciągle popełniam błędy przy jej pielęgnacji, ale wiem, że nie zrezygnuję z tych zachwycających swoim pięknem, niesamowitych kwiatów i róże zawsze będą obecne w moim ogrodzie.
Marta Doroz
Zostaw komentarz