Urszula – różowy zawrót głowy

2020-06-06T11:59:47+02:00niedziela, 10 maja , 2020|Historie|
Rating: 5.0/5. From 5 votes.
Proszę czekać...

Zdawałoby się, że zaledwie wczoraj zaczęłam, trwającą do dziś, przygodę z różami. A jednak minie w tym roku dwanaście lat, kiedy na miejscu brzydkiego trawnika z  z dwiema słabo kwitnącymi różami i trzmieliną, zapragnęłam różanego ogrodu. Wymarzyłam sobie morze kolorowych kwiatów i ten jedyny w swoim rodzaju zapach. Dziś mam 130 róż, które od wiosny do przymrozków wabią motyle i pszczoły, a nas ludzi cieszą wyglądem i zapachem.

W ciągu tych lat uzależniłam się od tych najpiękniejszych ze wszystkich kwiatów. I chociaż  jedną z rabat przeznaczyłam na byliny i jednoroczne, moją wielką  miłością pozostają róże. A początki były niełatwe: gliniasta, kamienista ziemia, resztki materiałów z budowy domu i niezbyt sprzyjający klimat nie wróżyły powodzenia. Kiedy miałam wykopaną i oczyszczoną pierwszą grządkę, kiedy posadziłam pierwsze dziesięć róż, poczułam prawdziwą radość. Jedną z pierwszych moich róż była róża wielokwiatowa Chopin – piękna kremowa róża o olbrzymich kwiatach. Dziś ma około 180 cm wysokości i kwitnie od połowy czerwca do jesieni. Dzielnie broni się przed chorobami i szkodnikami.

Z roku na rok spełniało się moje marzenie o ogrodzie różanym. Syn i córka intensywnie włączyli się w to przedsięwzięcie: a to w czasie wizyt u mnie kupowali sadzonki, a to dostawałam bon prezentowy do szkółki różanej, a to sadzonki pocztą jako kwiatek na Dzień Matki. Dziś mam róże pnące, rabatowe, okrywowe, wielkokwiatowe, parkowe. Gdybym miała wybrać, którą lubię najbardziej miałabym nie lada dylemat…

róża wielokwiatowa double delight

Czy byłaby to ciemnoczerwona Grande Amore, czy róża parkowa Westerland zmieniająca barwę kwiatów od kremowej przez pomarańcz do różu?  A może Abracadabra w wesołe czerwono żółto białe paski? Czy może Schwarze Madonna o aksamitnych pąsowych płatkach lub Cherry Girl o niezliczonych kwiatuszkach zebranych w baldachy? Idę wśród moich róż, mijam Parole o niesamowitych kwiatach i oszałamiającym zapachu, obok pyszni się Alexandra Princesse de Luxembourg, za nią Queen of Heards, a dalej cudna pomarańczowa Caramella, delikatna porcelanowo-różowa Andre le Notre i bujne pnące: Florentina, której miseczkowate, bordowe kwiaty utrzymują się bardzo długo, złocistopomarańczowa Aloha i tyle innych,których nazw nie pamiętam. Tak wiele ich jest i wszystkie piękne.

Niestety nie mam już tej, którą lubiłam najbardziej: Novalis. Olbrzymi krzew w najlepszym momencie kwitnienia miał 160 kwiatów równocześnie! Kwiaty o pięknym lawendowym kolorze, postrzępione na końcach i mocno wypełnione. Była prawdziwą królową ogrodu.  Wystarczył jeden, jedyny silny powiew wiatru i palowy korzeń mojej królowej nie wytrzymał. Oczywiście próbowałam ją ratować,ale niestety nie udało się. Myślę, że w tym roku przełamię się i kupię sadzonkę tej niezwykłej lawendowej róży. Ciekawe jest to, że  krzew kupiony jako róża rabatowa ( czyli nie najwyższa) po trzech latach miał ponad 170 cm wysokości!

Sadząc pierwsze róże niewiele o nich wiedziałam. Bałam się ciąć, bo a nuż nie będą kwitły, każdy robaczek na liściu wydawał mi się zabójcą. Dziś wiem, że róże należy przycinać wiosną i nie bać się tego. Doświadczeni mówią: „ jeżeli kochasz, to tnij mocno”. Tnij nad oczkiem skierowanym na zewnątrz lekko skośnie bardzo ostrym sekatorem. Na mszyce, skoczki i inne tałatajstwo także mam sprawdzone sposoby. Niektóre z przyrządzanych przeze mnie wywarów wykręcają nos nie tylko mój ( gnojówka z pokrzyw o cudownych właściwościach, ale straszliwym zapachu), ale przecież cel uświęca środki.

róża rabatowa Novalis

Moje róże dokarmiam obornikiem i czasem nawozami mineralnymi. Muszę przyznać, że apetyt mają duży, ale odwdzięczają się wiosną, latem i jesienią. Bardzo dużo czytam o hodowli róż, pytam także doświadczonych ogrodników i podpatruję wszędzie gdzie mogę. W ogrodach botanicznych pierwsze kroki kieruję zawsze do rozarium ( jakoś nie lubię słowa: różanka) i oglądam, oglądam, oglądam. Nie pokochały mojego ogrodu tylko róże pienne. Mimo starań kolejno marniały. Do dziś nie wiem jaka była tego przyczyna…

Muszę wspomnieć o jeszcze jednej róży. Niepozorna i samotna rosła na środku trawnika. Po kilku latach trzeba było podeprzeć ją metalową pergolą, bo tak się rozrosła. Kwitnie raz od czerwca do sierpnia, ma pachnące, jasnoczerwone kwiaty , a jesienią  piękne czerwone owoce. Zostawiam je,bo zimą kiedy chłodno i głodno, przylatują sikory, dzwońce, kosy i inne fruwające, aby się pożywić.

Kocham ten mój ogród, cały czas coś w nim poprawiam i zmieniam. W ubiegłym roku między pąsowymi pnącymi różami Jazz posadziłam jasne powojniki. Przyznam się, że podpatrzyłam to w rozarium w warszawskim Wilanowie, ale warto było. Widok prawie białych powojników pomiędzy różami przerósł moje oczekiwania. Wiem, że są ogrody różane dużo piękniejsze, bardziej uporządkowane, lepiej zaprojektowane. Podziwiam  architekturę i wyposażenie. Jednak ten ogród jest mój. Sama go stworzyłam od podstaw. Każdy z kamieni okalających rabaty został przeze mnie wydobyty i każdy metr ziemi został przeze mnie przekopany. I nawet kiedy wśród róż wysieje się jakiś koper, zostawiam go, bo jest również elementem wystroju. Dziś patrzę na  zaśnieżony ogród ( jest styczeń) i liczę dni do rozpoczęcia prac wśród moich kwiatów.

Urszula Bober

Rating: 5.0/5. From 5 votes.
Proszę czekać...

Zostaw komentarz

− 2 = 3