Moja przygoda z różami trwa od najmłodszych, by nie powiedzieć niemowlęcych lat, kiedy to mój brat woził mnie tak szybko wózkiem, że wylądowałam w rabacie różanej. W 2020 r. postanowiłam troskliwie się nią zająć, ponieważ zupełnie zarosła skalniakami, konwaliami i chryzantemami. Prace zaczęłam w kwietniu i jestem z siebie dumna, że udało mi się zrealizować plan przy trójce maluchów. Dokupiłam 11 nowych odmian – wszystkie się przyjęły i pięknie kwitną, a cała rabata liczy 28 róż. Postawiłam wyeksponować róże, które mienią się różnymi kolorami, a byliny posadzone w sąsiedztwie stanowią tło. Pogoda daje się moim różom we znaki, bo pojawiają się choroby grzybowe. Opryskuję je preparatami grzybobójczymi, do tego dochodzą środki zwalczające mszyce i nornice, których, niestety, nie brakuje. Nawożę raz w miesiącu gnojówką lub nawozem do róż i staram się podlewać w okresach dłuższej suszy. Zastanawiałam się nad wysypaniem gruntu kamieniem lub korą, ale doszłam do wniosku, że praktyczniejsze będzie zostawienie “gołej” ziemi. Zimą okopcowałam krzaki, a wiosną przycięłam. I tak róże cieszą swoim widokiem kolejny sezon, a ja nie wyobrażam sobie ogrodu bez nich, szczególnie bez odmiany Leonardo da Vinci. Jeszcze słówko o róży pnącej – zachwyca już ze 30 lat. Obficie kwitnie w czerwcu i lipcu, po kwitnieniu skracam zbyt długie pędy i czekam na kolejny sezon.
Zostaw komentarz