Witam wszystkich miłośników róż, mam na imię Alicja, tak naprawdę nie wiem kiedy zaczęła się moja przygoda z uprawą róż ale trwa po dzień dzisiejszy. Trwać będzie dalej, pomimo ograniczonej powierzchni (działka na której znajduje się ogród wraz z domem ma ok 12 arów), mam wiele pomysłów gdzie jeszcze można upchnąć jakiś krzaczek. Jeśli chodzi o róże i ich sadzenie, niestety żadna z nich po zakupie nie zostaje w pierwszym miejscu. Mają na to wpływ dwa czynniki : albo nie rośnie (czyli jej się miejsce nie podoba) albo mi zmienia się koncepcja i nie pasuje już do danego miejsca. I tak przesadzanie trwa póki obie nie dojdziemy do porozumienia. Najokazalsze krzewy rosną od strony południowej. Tam też znajdują się moje dwa pierwsze okazy róża pomarszczona i moja ulubiona Chopin. Sadzonki kupuje zawsze w szkółkach, z tego powodu, że lubię znać ich nazwy. Chociaż jest jedna której nazwy nie znam. Dostałam ją od szwagierki, piękna, krzaczasta, różowa rosnącą między Meinaufeuer.
Po sąsiedzku mieszkam z siostrą, z którą obie dzielimy to cudowne hobby, we dwójkę również zamawiamy róże. Później możemy porównywać u której z nas dana odmiana lepiej rośnie. Czasem ryzykuje jeśli chodzi o ich pielęgnacje. Nie jestem fanką nawozów, a moim wrogiem numer jeden jest czarna plamistość. Przez to niektóre krzewy wygrały z chorobą i musiały zostać usunięte. Jedyny oprysk, który stosuje jest przeciwko mszycą. Udało mi się również szybko odmłodzić pnącą różę Jasmine. Chciałam to zrobić dawno, ponieważ za bardzo się rozrosła. Na forach internetowych czytałam żeby to robić etapami, rok po roku, ja natomiast tej wiosny ścięłam ją całkowicie, i o dziwo, udało się, rośnie bardzo ładnie, na ten moment ma już ponad metr wysokości. Jeśli o przycinanie chodzi, robię to wiosną oraz latem obcinam przekwitnięte kwiaty. Nie okrywam krzewów na zimę, do tej pory żaden nie przemarzł. Na ten moment posiadam 31 sztuk różnych odmian. Oprócz róż posiadam również liliowce, funkie, żurawki, rododendrony i wiele innych. Ot tak coś na każdą porę roku bo i w zimie zielone są iglaczki.
Pisząc tak o tym wszystkim, i myśląc jaka była historia od czego to się wszystko zaczęło, dlaczego zaczęłam uprawiać róże, nie wiem. Po prostu chyba chodzi o ich piękno, o to, że w ich pobliżu, w wieku bardziej zbliżonym do 60-ątki niż 50-ątki dalej czuje się jak mała dziewczynka w zaczarowanej krainie, jak Alicja w krainie czarów.
Pozdrawiam serdecznie i życzę samych wspaniałych okazów w ogrodach,
Alicja Górka
Zostaw komentarz