Urszula – różany bałagan

Strona główna/Róże 2019/Urszula – różany bałagan
Please wait...

Mija właśnie dwanaście lat od naszej przeprowadzki w Beskid Niski do nowego domu. Ogród, w którym rosła trzmielina i krzewy mahoni wyglądał smutno, powiedziałabym nawet ponuro więc postanowiłam trochę go pokolorować. I tak zaczęłam kupować róże, lilie, liliowce, ostróżki. Początkowo kupowałam jak leciało: na targu, w marketach i od prywatnych hodowców. Stopniowo róże wypierały inne kwiaty, a ja przekopywałam coraz to nowe rabaty ciężkiej, gliniasto-kamienistej gleby. Wiele z nich to prezenty: od moich dzieci na Dzień Matki, od przyjaciół, a także od ludzi, którym spodobał się mój ogród. To bardzo wzruszające, kiedy chodząc wśród róż, przypominam sobie skąd się  u mnie wzięły.

Obecnie mam 150 różnych róż: pnących, wielkokwiatowych, parkowych i rabatowych. Mam także dwie bardzo drobne, ale niezwykle bujnie kwitnące, róże, kupione jako …..historyczne. Cóż, pomyłki zdarzają się wszędzie. Przy takiej ilości krzewów mam sporo pracy, szczególnie w tym, niedobrym dla róż roku. Samo sprawdzenie gdzie pojawiły się kolejne kolonie mszyc zajmuje dość dużo czasu. I oczywiście dawno zrezygnowałam z oprysków eko. Niestety, kiedy  nie pomaga ściąganie mszyc ręką, jedynym sposobem jest chemia.

Dużo pracy wkładam w przygotowanie gleby. Usuwam kamienie, głęboko przekopuję i nawożę. Od kilku lat używam obornika, który zabezpiecza również podstawę róż w zimie. Późnym latem wsypuję pod krzaczki trochę superfosfatu i plewię, plewię, plewię………

Oglądam często inne ogrody, nawet trochę zazdroszczę: ładu, ślicznych żwirowych ścieżek, ażurowych pergoli i mebelków, ale potem patrzę na mój „ różany bałagan” i myślę: wszystko to zrobiłam sama, każdą łopatę ziemi, każdy krzaczek, każdy otoczak oddzielający grządkę od trawnika przeniosłam własnymi rękami. I jestem z tego dumna.

Bez większego talentu, ale radośnie fotografuję moje kwiaty. Załączam kilka zdjęć, chociaż nie oddają one wcale urody moich kwiatów.

 Urszula

Zostaw komentarz