Ile siebie pamiętam, zawsze był ogród różany. Mój dziadek bardzo lubił róże i miał jak na tamte czasy, fantastycznie duży ogród różany. Około stu róż rosło przy domu-to była jego pasją. Przyjeżdżając w odwiedziny, uwielbiałam przechodzić między rzędami pięknych, pachnących kwiatów, dotykać kolorowych płatków i w każdy kwiatek wsadzić swój nos wydając opinie na temat zapachu, a dziadek zawsze szeroko uśmiechał się na ten widok. Bardzo lubiłam słuchać opowieści dziadka, jak udało mu kupić, zdobyć, upolować tą czy tamtą piękną różę do swojej kolekcji. Zawsze to byli historie pełne humoru i przygód. Dobrze pamiętam, ile czasu poświęcał, by jego ogród różany był zdrowy i zadbany, może właśnie dla tego nie przeraża mnie opieka nad moimi różami. Uczyłam się u niego wszystkiego: jak sądzić, jak podcinać, jak dbać i chronić przed chorobami. To on nauczył mnie pilnowania nazw odmian i zaraził swoją pasją różaną. Stosuje się do jego rad po dziś. Nauczył mnie słuchać roślin, rozmawiać z nimi i kochać. Już dawno nie ma ogrodu różanego z mojego dzieciństwa, ale są słodkie wspomnienia z tamtych czasów i bardzo lubiana przez dziadka “Gloria Dei”… Teraz ja zbieram swoją kolekcję, ja opowiadam, jak udało się znaleźć tą czy inną odmianę, to ja biegam ze spryskiwaczem i sekatorem i uśmiecham się do każdego pączka lub rozpaczam po mroźnej zimie nad pękniętą korą… ale najważniejszy jest uśmiech na twarzy, prawda dziadku?
Na zdjęciach jedna moich rabat różanych czerwcowe kwitnienie.
Zostaw komentarz