Iwona – “Emilka – wojowniczka”

Strona główna/Róże 2020/Iwona – “Emilka – wojowniczka”
Please wait...

Ogród to galeria natury. Zgromadzone w nim rośliny zadziwiają swoją formą, kolorem, zapachem. Każda z nich pod jakimś względem jest wyjątkowa. Ale wśród nich są osobliwości, które wyróżniają się nie tylko urodą, ale też i niezwykłą historią. W moim ogrodzie taką właśnie jest róża Emilka.

Emilka to nie zwykłą królowa roślin. Od innych władczyń swojego gatunku odróżna ją wiele. Nie jest chimeryczna i nie wymaga wielkopańskiego traktowania. To królowa charakteryzując się ogromną walecznością i wolą życia. To wojowniczka znosząca wszystko.

Wiele lat temu młodą Emilkę w swoim ogrodzie posadził mój sąsiad. Niewielki wówczas krzaczek znalazł miejsce przy ścieżce wejściowej do jego domu. Sąsiad jednakże nie miał ciągot do hodowli jakichkolwiek roślin. Jego ogród był dziką łąką, na której synowie grali w piłkę, a żona wietrzyła pościel. W tych warunkach rosła Emilka wyciągając nad kłosy dojrzewającej trawy swoje główki flamingowo-różowych kwiatów. Podlewana jedynie z nieba, bez żadnych nawozów dzielnie znosiła nadmiar cienia, zaspy śnieżne i mróz, bez jakiegokolwiek okrycia. Niezawodnie co roku obsypywała się średniej wielkości różowymi kwiatami, które cały sezon ozdabiały zielone wokół niej chaszcze. Trudno było więc mi nie zauważyć takiego jaskrawego akcentu. Co rokują podziwiałam i zachwycałam się niewątpliwą królową tego ogrodu.

Z wielkim zdziwieniem, pewnej wiosny zobaczyłam krzak Emilki oparty o siatkę odgradzającą mnie od sąsiada. Wypuszczająca młode listki róża na klepisku pod brzozą w połowie miała przysypane korzenie, a w połowie na wierzchu. W pierwszej chwili myślałam, że może sąsiad postanowił przesadzić ją na inne miejsce, tylko nie zdążył krzaczka jeszcze zakopać. Ale po trzech dniach nie widząc, by ktoś się nią zaopiekował podeszłam do jednego z synów sąsiada i spytałam się czy przypadkiem nie została wyrzucona. Żal mi się jej zrobiło. Od wielu lat podziwiałam tą różę wychodząc ze swojego domu.

– Tak. Wysadziliśmy ję – przyznał syn z obojętnością. – Ale nie wiem, czy może ją Pani zabrać. Muszę się tatusia spytać.

 Czekałam więc jeszcze kilka dni na odpowiedź, a w tym czasie Emilka twardo znosiła wiosenne promienie słońca opalające jej korzenie. Gdy otrzymałam pozytywną odpowiedź od sąsiada nie czekałam dnia dłużej. Zabrałam Emilkę na działkę, gdzie właśnie urządzałam ogród swoich marzeń. Nie miałam dużo nadziei, że po tylu dniach suszenia się na powietrzu krzak róży przeżyje taką traumę. A jednak! Jest to waleczna królowa. Wielce się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że puszcza nowe, błyszczące listki. A w jakim szoku byłam, gdy w drugiej połowie lata obdarowała mnie kilkoma kwiatkami. I tak od ponad dziesięciu lat Emilka rośnie teraz w moim przydomowym ogródku i niezawodnie co roku cieszy mnie swoimi różowymi kwiatami. A że nie wiedziałam jaką ma nazwę, to ochrzciłam ją od imienia sąsiada, który ją pierwszy zasadził, Pana Emila. I tak została Emilką

Zostaw komentarz